A czemu go gonisz do sprzątania? – stwierdza oburzona niejedna babcia, gdy widzi swoją córkę, a już szczególnie, synową, które oczekują od swoich dzieci zaangażowania w codzienne obowiązki i próbują wyegzekwować, nieraz z marnym skutkiem, wypełnienie przez swoje latorośle poleceń.
Ale w wielu przypadkach, a właściwie w wielu rodzinach, nawet babci nie potrzeba, aby taka sytuacja miała miejsce. I to za przyzwoleniem matek. Zatem to do nich się zwracam przede wszystkim. Dlaczego? Dlatego, że u mnie w gabinecie temat tzw. utrzymania porządku przez dzieci w wieku szkolnym, jest tematem kluczowym i wszechobecnym. Gdy słucham po raz kolejny narzekań cierpiących matek, mam ochotę wyjść i zostawić je z ich rozterkami. Oczywiście tego nie robię. Ze zrozumiałych względów. Nawet czasem jest mi ich żal. Ale tylko przez chwilę. Bo gdy pytam o podział obowiązków, o to, od jakiego wieku dzieci zostały nimi objęte, dowiaduję się najczęściej, że nie było wcześniej takiej potrzeby, bo przecież dzieci były małe, no to jasne, że ona jako matka musiała wszystko ogarniać.
–Dlaczego dziwi się pani, że prawie nastoletni syn albo córeczka, którym mama podkładała wszystko pod nos, nie wyrywają się teraz z ochotą i dziką żądzą w oczach do wyrzucania śmieci albo mycia garów? A niby czemu miałyby to robić?
–No bo są już w takim wieku, że powinny – pada z reguły odpowiedź, która mnie rozbraja.
–A niby w jakim? – pytam czasem przekornie.
–No, w VI klasie – kontynuuje zmartwiona matka. A inna jej wtóruje – A mój w ósmej.
Rozumiecie? Ósmoklasista, który gra na swoim smartfonie albo innym sprzęcie, miałby, zdaniem matki, zerwać się potulnie z kanapy i pognać do roboty. Bo jest już w takim wieku. To ja pytam – gdzie przez tyle lat byli matka i ojciec tego “leniwca”, jak go określa, rodzicielka. Dlaczego wcześniej tej kobiecie i setkom innych jej podobnych nie przeszkadzało, że ich córeczka lub synuś nie pomagają, nie mają żadnych obowiązków (bo nauki nie liczę – to moim zdaniem normalka, a nie jakiś specjalny akt poświęcenia ze strony dziecka, mający zwolnić je z innych działań pomocowych na rzecz wspólnoty domowej). Dlaczego nie budziło rodzicielskiej czujności to, że dzieci nie wykonują wielu czynności w domu, które z powodzeniem może wykonać nawet dwulatek. Lista prac domowych, o które można poprosić dziecko w określonym wieku, jest dostępna bez trudu w Internecie. Wystarczy ją ściągnąć.
Jest tam podział w zależności od wieku. I, Droga Mamo, wyszorowanie domowej toalety nie jest zadaniem, którego nie może podjąć się 11-latek. Może. Spokojnie. Na początku pod kontrolą rodzica. A potem zupełnie samodzielnie. A że z niej, za przeproszeniem, “śmierdzi”? To chyba jest oczywiste. W końcu nie wylewamy tam perfum marki Dior czy Channel. Im szybciej się z myciem toalety dzieciak oswoi, tym lepiej i dla niego, ale i dla innych użytkowników. Zwłaszcza w szkołach czy innych placówkach oświatowych. Personel tych miejsc może na ten temat sporo powiedzieć, w jakim stanie zostawiane są szkolne ubikacje. Uczniowie wychodzą bowiem z założenia, że oni są tymi, którzy mają prawo brudzić i zanieczyszczać, a sprzątaczki są od tego, aby sprzątać. W końcu jest specjalizacja na świecie czy nie? Może warto Drodzy Rodzice zastanowić się, dlaczego z takim zaangażowaniem pilnujecie np. żeby dziecko się ubrało, zjadło, ale żeby po sobie w ubikacji posprzątało, gdy ją zanieczyści, to już niekoniecznie. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego? Bo jest małe i ma jeszcze czas? Bo mama zawsze sprzątnie? W miejscach publicznych, jak szkoły, mamy nie ma i potem nie jest różowo. W swoim gabinecie często po wyjściu dziecka oglądam tego efekty. Oszczędzę Wam szczegółów.
Tymczasem – jedno jest pewne. I tutaj odkrywcą nie jestem. Znamy przecież przysłowia w stylu: Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci albo Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Ale pozostawiając przysłowia na boku, to i tak kłania się nam podstawowa wiedza psychologiczna, związana z nabywaniem nawyków w ramach treningu od wczesnych lat. Im szybciej rozpoczynamy taki trening odpowiedzialności i obowiązkowości naszego dziecka, tym większa szansa, że wyuczane zachowania młody człowiek uwewnętrzni, czyli przyswoi. Jeśli młody chłopak nie opanuje pożądanych zachowań od najmłodszych lat, tym trudniej będzie nam przekonać go do nich, gdy zacznie mu się pod nosem rzucać wąsik, a córkę zmobilizować, gdy już chwyci za szminkę, aby pomalować usta. A zrobi to na pewno, nawet bez naszych specjalnych wysiłków i zabiegów.
A zatem drogi Rodzicu do dzieła!
Jeśli rodzi Ci się dziecko, od razu zastanawiaj się nad tym, za jakie obowiązki będzie odpowiedzialne, gdy stanie na własnych nogach. Nie mówię o chwianiu się na dwóch kończynach i nieporadnym łapaniu równowagi, ale o samodzielnym i swobodnym poruszaniu się w przestrzeni domowej. Zaczynamy, gdy dziecko ma dwa lata. To absolutnie nie jest za wcześnie. A w miarę upływu czasu dokładamy mu zadań, na miarę jego możliwości. Oczywiście nie zalecam wyposażać dwulatka w odkurzacz i zachęcać go do posprzątania całego mieszkania, ale np. do układania wypranych skarpetek według kolorów czy sprzątania zabawek w pokoju, jak najbardziej. Natomiast nie można zatrzymać się na sprzątaniu własnego pokoju u dziesięciolatka czy starszego dziecka, bo posprzątanie po sobie to żadna praca, a konieczność. Słyszę często, o dziwo, od matek, że dziecko nie może samo sobie zrobić herbaty, bo na pewno poleje się wrzątkiem. I zastanawiam się wtedy, jak to jest możliwe, że dzieci 7,8 i 9-letnie w czasach przedwojennych i powojennych potrafiły zadbać o zwierzęta, które miały pod opieką w czasie tzw. wypasania, aby nie odeszły gdzieś do lasu i nie weszły w szkodę, potrafiły piec chleby i samodzielnie wyciągać je z pieca, a dzisiejsze dzieci nie potrafią nalać sobie herbaty do kubka. Oznaczałoby to, że gatunek ludzki cofnął się pod względem rozwoju. Jeśli już osiągnięty kiedyś poziom dzisiaj jest dla niego nierealny do zdobycia… I teraz zapewne rzucą się na mnie zwolennicy „ubezwłasnowolnienia” dzieci, że kiedyś to były inne czasy… i tak dalej… Znam te argumenty, ale ich nie przyjmuję. To nie czasy się zmieniają, tylko ludzie, którzy te czasy tworzą. Mamy to, na co sami pozwalamy. Zwłaszcza w kwestii dawania zaufania własnym dzieciom i stwarzania im szansy na sprawdzanie swoich umiejętności i kompetencji. Bez nich człowiek nie osiągnie poczucia wartości. Gwarantuję to wszystkim rodzicom i opiekunom dzieci.
Podsumowanie
- Ucz dziecko odpowiedzialności i obowiązkowości od najmłodszych lat.
- Ważne jest, aby obdarzać dziecko zaufaniem, wierzyć, że potrafi i da radę!
- Rozwijaj kompetencje dziecka poprzez dostarczanie mu wyzwań i zadań.