Pamiętaj, cokolwiek będzie się działo,
nigdy się nie poddawaj!

Wybaczenie i pokora

Człowiek potrafi dokonywać wspaniałych rzeczy. Potrafi wznieść się na wyżyny, ale też spadać z nich z prędkością światła, niszcząc wszystko po drodze. Tylko dlatego, że poczuje się zraniony, odepchnięty, ugodzony w najbardziej egoistyczne obszary ludzkiej świadomości i uczuciowości.

A w wyniku doznanych krzywd (tych realnych, ale w wielu przypadkach tych urojonych), nie umie wybaczyć. Nie daje sobie na to przyzwolenia. A tym samym nie daje szansy na to, aby iść dalej, aby się rozwijać. I to, co piszę, nie jest wyłącznie psychologicznym prawieniem morałów, teoretyzowaniem. Nie… Opieram tę wiedzę na doświadczeniach moich klientów, na ich przeżyciach. Okazuje się, że obojętnie czego doświadczyli, jak to doświadczenie bywało trudne, traumatyczne, jak ogromne niosło cierpienie, dopiero po tym, gdy wybaczyli i sobie, i innym, odczuwali ulgę, mogli dalej żyć. Już inaczej niż kiedyś. Zgadza się. Życie nigdy nie było takie samo. Było inne. Niosło inne wyzwania, ale dopiero po akcie wybaczenia stawało się znośne, otwierało bramę przejścia do nowej rzeczywistości. Przedtem trzymało w miejscu, paraliżowało, przeszywało bólem i wyciskało ślad, który stawał się coraz większy i większy… Aż przytłaczał. Znam osoby, które nie poradziły sobie z tym doświadczeniem, nie przebaczyły, bo nie umiały? Nie znalazły w sobie tyle otwartości? Nie były w tym miejscu i czasie na to gotowe? Nie mnie to oceniać. Wiem, że ci, którzy przebaczyli, nawet w sytuacjach ekstremalnych, nie cierpią już tak strasznie jak przed tym aktem. Ja mogłam im jedynie towarzyszyć w dojrzewaniu do tego momentu. Zostałam wybrana, tak to odbieram. I chciałabym, żeby innym poranionym też się to udało.

Podziwiam ludzi. Ale nie godzę się na ich zachowania, które krzywdzą innych. I dziwię się, że nie dostrzegają tego. Samodzielnie. Bez pomocy drugiej osoby mają trudności w odczytywaniu cudzej perspektywy przeżywania danej sytuacji. Wmawia się dzisiaj ludziom, że nie powinni liczyć się ze zdaniem innych, że mają robić to, co uważają za właściwe i dobre dla siebie bez względu na to, co mówią inni ludzie.

Słuchaj, co inni o Tobie mówią

Zgadzam się, że każdy powinien zajmować się swoim życiem a nie oceniać innych. Ale ocenianie to nie to samo, co płynąca z serca, życzliwa komuś porada. Nawet jeśli początkowo może budzić nasz sprzeciw, chęć zaprotestowania.  Ja staram się doradzić. Jeśli ktoś chce posłuchać. I tego oczekuję również od moich bliskich. Inni ludzie są dla mnie ważni. Słucham, co mówią na temat moich uczynków. Wierzę, że jeśli dobrze mi życzą, są w stanie dostrzec więcej niż ja i dobrze mi poradzić. Nawet wielokrotnie sama proszę ich o to, aby powiedzieli, co mogę w sobie zmienić, aby być lepszym człowiekiem. Wiem, że przeżywając różne emocje (dotyczy to każdego człowieka), tracę dostęp do tzw. sfery racjonalnej. Nie jestem w stanie obiektywnie zobaczyć danego problemu, nie jestem w stanie spokojnie przyjrzeć się mojemu zachowaniu. Nie odrzucam słów innych osób tylko dlatego, że „co oni mogą o mnie wiedzieć, przecież nie znają mnie tak, jak ja siebie”. Nie jest to prawda. Jeśli przebywają ze mną, towarzyszą mi, to czemu nie miałabym wziąć sobie do serca ich słów, wyrażanych z troską?

Okazuje się, że obojętnie czego doświadczył człowiek, jak to doświadczenie było trudne, traumatyczne, jak ogromne niosło cierpienie, dopiero po tym, gdy wybaczył i sobie, i innym, odczuwał ulgę, mógł dalej żyć.

Inaczej, ale żyć.

Problemem nas – ludzi, jest to, że większość kierowanych do nas komunikatów odbieramy jako krytykę, jako napiętnowanie, a w najlepszym przypadku – bezpodstawne czepianie się. Obrażamy się, budujemy w sobie lodowaty mur, aby pokazać drugiej osobie, że „nie będzie nami rządzić”. A przecież nie o rządzenie tu chodzi i o wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Bliscy, rodzina, przyjaciele, współpracownicy mają prawo i wręcz obowiązek upominać nas i zwracać uwagę na nasze zachowania, jeśli mogą one uderzać w ich dobro, naruszać ich granice, być sprzeczne z ogólnie panującymi normami. I powinniśmy to uszanować, przemyśleć, co mówią. A nie odrzucać przez zawziętość charakteru, upór, a w wielu przypadkach przez brak pokory. Nie oznacza to oczywiście, że tym samym mamy przejmować się każdym zdaniem, które wypowie pod naszym adresem jakakolwiek obca osoba i przeżuwać jego treść  w sobie.  Bo to na pewno jest szkodliwe. Spotykałam się z osobami, które podejmowały określone działania lub rezygnowały z nich  tylko dlatego, że wyobrażały sobie w duchu, co powiedzą na to inni, jak je odbiorą, jak zareagują. Tracili pewność siebie i poczucie sprawstwa. Nie dajmy się zwariować.

Znajdź szlachetny cel

Każdy człowiek powinien szukać w życiu celu.  Celu, który go uwzniośla, ubogaca, powoduje, że staje się lepszym człowiekiem, że się rozwija, że przekracza swoje słabości, blokady. Rozwój jest wręcz konieczny, w każdej przestrzeni naszego życia. Rodzinnego. Zawodowego. Moralnego. Duchowego. Rozwój w ramach relacji międzyludzkich. I to rozwój harmonijny. Taki, który stwarza szanse na podnoszenie sobie poprzeczki w każdym wymiarze jednocześnie. Oczywiście na miarę swoich możliwości. Angażowanie całej energii i skupianie się na jednym obszarze jest zawsze krzywdzące dla pozostałych.  Przypatrzmy się dokładniej.                             

Ktoś uznaje, że dla niego celem jest rozwój kariery zawodowej. I to jej poświęca się w całości. Tymczasem jego relacje mogą na tym cierpieć. Dlaczego? Dlatego, że zafiksowany na osiąganiu coraz lepszych efektów w pracy, mniej czasu poświęca bliskim, wraca później do domu, tłumacząc się, że musi, bo plany, robota, bo szef naciska… Ale to zawsze jest wymówka, choć  jednocześnie jego wybór. Mimo wszystko. Może przecież inaczej. Może to zmienić, jeśli tylko będzie chciał, jeśli uczyni chęć tej zmiany priorytetem. Ale najwidoczniej jest mu tak wygodniej. Może być też tak, że ktoś dba o relacje międzyludzkie, o rodzinę, o pracę, ale nie rozwija się duchowo.  Twierdzi, że nie ma na to czasu, bo inne sprawy, bo dzieci… żona… praca… A może dochodzi do wniosku, że duchowość jest mu do niczego niepotrzebna, bo przecież ma kasę i za nią może kupić, co chce, zabawić się, wyjechać. A ta cała duchowość to strata czasu. Jeśli człowiek pilnuje tylko przyziemnych spraw i zaspokaja wyłącznie codzienne potrzeby ciała, a nie ducha, marnieje jak roślina bez wody. Staje się pusty wewnątrz. A szkoda…

Ważne też, żeby realizując swoje cele życiowe, zadawać sobie pytania, po co to robię. Dla kogo? Bo jeśli jedyną odpowiedzią ma być zaspokajanie własnego ego, to rodzi to niebezpieczeństwo prowadzenia jałowej egzystencji, której wartość jest co najmniej dyskusyjna. Wartością życia nie może być tylko służenie sobie samemu i realizowanie własnych pasji dla osobistej satysfakcji. Praca, kariera zawodowa, zdobywanie sławy, budowanie rodziny, tworzenie więzi międzyludzkich, nie może być tylko odpowiedzią na własne, egocentryczne zachcianki, zaspokajające potrzebę bycia podziwianym  (sława) docenianym (kariera), kochanym (rodzina), ucieczką przed samotnością (relacje międzyludzkie). Celem człowieka przede wszystkim musi być otwartość na dawanie siebie innym, swojej troski, swojej miłości, zainteresowania, słuchania innych, pomagania innym. Takie życie ma naprawdę sens. Dopiero tak pojmując swoje cele staję się pełnym człowiekiem, który wnosi wiele w społeczność, w której żyje. Nie ucieka przed nią ani nie staje się pasożytem, który przytroczony do żywiciela, korzysta z jego zasobów.

Ktoś czytając ten artykuł może dojść do wniosku, że zachęcam do bycia szlachetnym, wręcz idealnym, a człowiek przecież jest tylko człowiekiem. I jeśli się nie uda, jeśli się nie powiedzie, to co?…  To życie stracone?  Oczywiście, że to tak nie działa. Ja też jestem z krwi i kości człowiekiem i wiem, jak trudno czasem poradzić sobie nawet ze zwykłym lenistwem, zniechęceniem, utratą motywacji, złością, spadkami nastrojów itp. Pisząc ten artykuł mam bardziej na myśli dążenie człowieka do takich szczytnych celów, stałą pracę nad sobą, której przyświeca wartościowy a nie egoistyczny cel. Realizacja takich wyższych celów z kolei wcale nie oznacza, że nie mogę zadbać o codzienne zwykłe przyjemności. Nawet powinienem, żeby zatroszczyć się o swoje samopoczucie. Odrobina zdrowego egoizmu jest człowiekowi po prostu potrzebna. Byle nie przerodziła się ona w postawę życiową, w której  zabraknie miejsca na rozwój, szlachetność, dawanie siebie innym (siebie – podkreślam – nie pieniędzy i różnych dóbr).

Podsumowanie

  1. Słuchanie rad innych ludzi nie musi oznaczać, że masz robić wszystko, aby innych zadowolić, z obawą o to, co inni o Tobie pomyślą, jak zareagują. Decyduj o swoim życiu, ale licz się ze zdaniem tych, którzy krytykują Cię z troski o Ciebie, a nie żeby skrzywdzić. Krytyka nie zawsze oznacza od razu atak. Musisz umieć to rozróżniać.
  2. Tylko ci, którzy wybaczą, nawet trudne doświadczenia, są gotowi iść dalej. Jeśli tego nie zrobisz, to Ty poniesiesz największe koszty emocjonalne i psychiczne takiego stanu rzeczy.
  3. Stawiaj sobie cele, które będą działać uszlachetniająco, będą Cię rozwijać wszechstronnie, będą służyć innym ludziom. Możesz robić różne rzeczy, realizować swoje powołanie, ale najważniejsze, żeby cel nie wynikał z egoistycznych pobudek.
  4. Pozwalaj sobie na przyjemności, na zwykłe ludzkie słabości, jesteś tylko człowiekiem. Ale one nie powinny zdominować Twojego życia.   
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Podobne

Beata Bartczak

psycholog, terapeuta

Pomagam dzieciom i dorosłym w radzeniu sobie z trudnymi emocjami oraz w przezwyciężaniu kryzysów życiowych.

Beata Bartczak

Polecam
Reklama

GRAFDRUK

Drukarnia cyfrowa

Wybaczenie i pokora

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Podobne

Beata Bartczak

psycholog, terapeuta

Pomagam dzieciom i dorosłym w radzeniu sobie z trudnymi emocjami oraz w przezwyciężaniu kryzysów życiowych.

Beata Bartczak

Polecam
Reklama

GRAFDRUK

Drukarnia cyfrowa

Beata Bartczak

psycholog, terapeuta

Pomagam dzieciom i dorosłym w radzeniu sobie z trudnymi emocjami oraz w przezwyciężaniu kryzysów życiowych.

Beata Bartczak

Polecam
Reklama

GRAFDRUK

Drukarnia cyfrowa